Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Ile włożyć do koperty ślubnej w tym sezonie? To zależy, ile wychodzi za talerzyk
Z belgijskiego muzeum skradziono cesarski, chiński „dzban na wino”
Belgia: Pogoda na 26 kwietnia
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek 26 kwietnia 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Udostępniono dodatkowe bilety do Royal Greenhouses w Laeken!
Polska: Dopłaty do mieszkań? Niekoniecznie. Polacy czekają na inną pomoc. Sprawdź – jaką
Belgia: W ten weekend Hangar Festival powita 10 tys. gości!
Polska: Łowy na grubą zwierzynę pachną grubymi pieniędzmi. Zostawiają je zagraniczni myśliwi
Belgia, Bruksela: Kolejne przypadki agresji wobec pracowników zbierających śmieci
Polska: Pożyczamy coraz więcej. Bo po te pieniądze nie musimy iść do banku
Redakcja

Redakcja

Jaki grill na majówkę wybrać?

Węglowy, gazowy czy elektryczny? Podpowiadamy, jaki grill sprawdzi się idealnie na tegoroczną majówkę.

Tradycyjny, na węgiel drzewny
Na rynku znajdziemy wiele rodzajów grilla. Między innymi ten tradycyjny - węglowy. Sprawdzi się idealnie podczas biesiady w ogródku lub na działce. Jego główną zaletą jest smak przyrządzanych na nim potraw, który przypomina dania serwowane prosto z ogniska. Kolejnym istotnym plusem jest cena. Należy bowiem do jednych z najtańszych. Dodatkowo wiele modeli na rynku posiada kółka, co sprawia, że staje się bardziej mobilny. Dzięki temu możemy przenosić go w dowolne miejsce w bardzo łatwy sposób. Niestety, ta opcja nie jest dla wszystkich. Należy pamiętać, że grilla węglowego nie można rozpalać na balkonach i tarasach w większości miast. A to przez duże zadymienie, które - ze względu na ograniczenia prawne związane z ochroną środowiska oraz z zakłócaniem spokoju sąsiadów - jest niedozwolone. Przygotowując się do takiego grillowania trzeba także każdorazowo uwzględnić zakup węgla drzewnego - co dla zapominalskich może okazać się dużą wadą.

Zasilany prądem
Grill elektryczny to sprzęt niemal dla każdego. Można postawić go na tarasie, balkonie, a nawet w kuchni. W sklepach znajdziemy szeroką gamę modeli tego typu. Zarówno duże ogrodowe, jak i te kompaktowe, idealne do małego mieszkania. Największą zaletą grilla zasilanego prądem jest fakt, że nie towarzyszy mu ani dym, ani ogień. Dodatkowo proces odbywa się beztłuszczowo (kapiący do pojemnika tłuszcz nie wypala się, zadymiając potrawy, lecz gromadzi w tacce z wodą), co jest z pewnością zdrowsze dla naszego organizmu. Minusem mogą okazać się za to wyższe rachunki za prąd, a także ograniczenie związane z długością kabla i koniecznością podłączenia sprzętu do gniazdka. Wadą takich urządzeń jest także brak charakterystycznego dymnego smaku i aromatu przyrządzanych na nich potraw.

Grill gazowy
W tym grillu źródłem ognia są palniki zasilane gazem. Im więcej ich jest, tym szybciej nagrzewa się ruszt. Temperaturę możemy regulować, podobnie jak w kuchence gazowej. Jedzenie przygotowane w ten sposób smakuje podobnie, jak z grilla węglowego. A to dzięki aromatyzerowi – pofałdowanej blasze, na którą spływa tłuszcz i soki z przygotowywanych potraw, które następnie parują przenosząc cały aromat na żywność. Grill gazowy może być na stałe podłączony do sieci gazowej np. na tarasie, ale istnieją także takie zasilane butlą. Minusem z pewnością jest jego cena. Najtańsze kosztują ok. 400 złotych. Mniejsze są jednak koszty eksploatacji. Za butlę gazową (11 kg) zapłacimy w markecie budowlanym mniej więcej 50 złotych. Taka wystarczy nam z pewnością na cały sezon. Dla porównania koszt jednorazowego rozpalenia grilla węglowego to ok. 10 złotych (7 złotych za opakowanie węgla + 3 złote za podpałkę). Zakładając, że będziemy biesiadować przy grillu co drugą sobotę od maja do końca września - daje nam to 100 złotych za taki okres.

 


27.04.2021 Niedziela.BE // Bron: News4Media // fot.: iStock

(fk)

 

  • Published in Polska
  • 0

Koronawirus w Belgii: Sprawdź ile osób jest zakażonych Covid-19 w twojej gminie!

Belgijski instytut zdrowia Sciensano prowadzi statystyki dotyczące liczby zakażeń Covid-19 w poszczególnych gminach. Dane na ten temat można łatwo sprawdzić.

Aby dowiedzieć się, ile przypadków koronawirusa odnotowano w twojej gminie, należy wejść TUTAJ oraz wpisać w polu „zoek hier naar jouw stad / gemeente” nazwę naszej gminy w języku niderlandzkim. Wówczas ukażą nam się szczegółowe dane na temat sytuacji epidemiologicznej w naszym regionie.

Pierwszy wynik, „inwoners”, pokazuje liczbę mieszkańców danej gminy. Następnie widzimy po kolei: liczbę zakażeń na przestrzeni ostatnich 14 dni, a także liczbę przypadków w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców.  

Zamiast wpisywania nazwy gminy, można też kliknąć na wybraną gminę na mapce Belgii na tej stronie TUTAJ.


27.04.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

 

Koronawirus w Belgii: Od poniedziałku, 26 kwietnia, niektóre obostrzenia poluzowane!

W poniedziałek, 26 kwietnia, w Belgii zostały poluzowane niektóre obostrzenia. Rząd zdecydował się na ten krok już 14 kwietnia, w związku z przyśpieszeniem krajowego programu szczepień. Pomimo rosnącej liczby zakażeń, decyzja ta pozostała niezmienna.

Najważniejsze zmiany przedstawiają się następująco:

- Osoby wykonujące profesje wymagające bezpośredniego kontaktu z klientem, w tym fryzjerzy, kosmetyczki i tatuażyści, ponownie mogą otworzyć swoje salony, choć konieczne jest przestrzeganie surowych zasad bezpieczeństwa.

- Sklepy są ponownie otwarte dla klientów i nie jest konieczne umawianie wizyt. Co więcej, możliwe jest udanie się na zakupy z jednym członkiem rodziny/znajomym.

- W sklepach obowiązkowe są maseczki ochronne, konieczne jest też zdezynfekowanie rąk.

- Na świeżym powietrzu można spotykać się w grupach 10-osobowych (a nie 4-osobowych, jak było to dotychczas), choć konieczne jest zachowywanie 1,5-metrowego dystansu i noszenie maseczki (dzieci mające mniej niż 12 lat nie są liczone).

- Jeśli chodzi o spotkania w domach prywatnych, nic się nie zmienia, wciąż można zaprosić tylko jednego gościa. W dniu 8 maja liczba ta ma zostać podniesiona do dwóch.


26.04.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

Zdrowie: W Polsce tę diagnozę postawiono (na razie) 30 osobom

Zbigniew Pawłowski uważa, że miał dużo szczęścia – trafił na dobrych specjalistów, którzy szybko się nim zajęli, co przy tak rzadkiej chorobie jak amyloidoza nie jest oczywiste. Diagnoza i tak była ciosem, dotkliwym zwłaszcza dla wuefisty. Jeśli wystąpią jej objawy, oznacza bowiem stopniową utratę sprawności. U niektórych nosicieli wadliwego genu choroba jednak się nie objawia. Nie wiadomo, dlaczego.

Amyloidaza transtyretynowa (ATTR) to bardzo rzadka choroba genetyczna – w Polsce dotychczas zdiagnozowano 30 osób, choć zdaniem specjalistów w kolejnych latach, ze względu na większe możliwości diagnostyczne, może być ich znacznie więcej. Póki co jednak, choroba jest mało znana, a jej objawy mało charakterystyczne, co nie ułatwia diagnozy. 

"Pierwszym objawem choroby było zaburzenie czucia w kości piszczelowej lewej nogi. Takie uczucie pamiętałem z dzieciństwa, kiedy wszedłem w pokrzywy. Na chwilę uspokoiłem się, gdy wszystkie przeprowadzone badania wyszły w normie. Zawsze byłem typem sportowca, czułem się zdrowy, próbowałem nie zwracać uwagi na dolegliwości, ale one zamiast zanikać, pojawiały się w nowej odsłonie – zaburzenia czucia prawej nogi, męczliwość, trudności w bieganiu, uczucie ciężkich nóg. Trudno mi było już nie tylko chodzić po górach, ale nawet wejść na trzecie piętro" – mówi Zbigniew Pawłowski, pacjent, prezes Stowarzyszenia Rodzin z Amyloidozą TTR.

Amyloidoza to jedna z tzw. Chorób spichrzowych, czyli takich których cechą charakterystyczną jest odkładanie się jakichś substancji w tkankach chorego. Tu w różnych narządach gromadzą się białka - najczęściej w sercu i nerkach, ale też śledzionie, wątrobie, układzie nerwowym, przewodzie pokarmowym. Stąd przestają prawidłowo pracować.

"W zdrowym organizmie białka po jakimś czasie rozpadają się i są zastępowane przez nowe, o identycznej strukturze. U chorego na amyloidozę białko nie ulega biodegradacji i tworzy trwałe złogi w różnych narządach. W następnym etapie przedostaje się do krwiobiegu i stąd do innych organów, powodując ich zaburzenia" – tłumaczy prof. dr hab. n. med. Magdalena Kostkiewicz, z Kliniki Chorób Serca i Naczyń UJCM w Szpitalu im. Jana Pawła II w Krakowie.

Zdiagnozowanie pacjenta na jak najwcześniejszym etapie choroby jest niezwykle ważne bowiem im dłużej amyloidoza rozwija się w organizmie, tym jej skutki są bardziej obciążające dla chorego. Niestety, zwykle od pojawienia się u pacjenta pierwszych objawów amyloidozy transtyretynowej do rozpoznania mija kilka lat. Zdarza się też, że właściwa diagnoza nie jest stawiana w ogóle. 

"Zdarzyło mi się, że kiedy poprosiłem o przepisanie recepty, pani doktor zapytała, co to za choroba, która wymaga, abym brał ten lek przez tyle miesięcy. Kiedy powiedziałem, poprosiła abym przeliterował, bo nigdy o niej nie słyszała" - opowiada pacjent.

Kłopot w tym, że przez lata życia w nieświadomości, z jaką chorobą boryka się organizm, stan pacjenta coraz bardziej się pogarsza i często w momencie jej rozpoznania, chory jest wyczerpany i wyniszczony, podczas gdy powinien właśnie mieć siłę do walki.

"Mówiąc obrazowo, w amyloidozie transtyretynowej z kardiomiopatią (ATTR-CM) złogi amyloidu, czyli nieprawidłowego białka, gromadzą się w sercu, prowadząc do uszkodzenia mięśnia serca, a w konsekwencji jego niewydolności. Pojawia się duszność - początkowo po wysiłku, potem już w trakcie wykonywania najprostszych czynności, obrzęki. Z kolei w polineuropatii amyloidowej (ATTR-FAP) dochodzi do uszkodzenia nerwów obwodowych. Pacjent skarży się na osłabienia mięśni, drętwienia rąk i nóg, trudności w chodzeniu, najpierw porusza się wolniej, później z pomocą, w końcu przestaje chodzić" – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Magdalena Kostkiewicz, z Kliniki Chorób Serca i Naczyń UJCM w Szpitalu im. Jana Pawła II w Krakowie.

Na amyloidazę każdy choruje inaczej

Nowoczesne terapie zatrzymują postęp choroby, ale nie są w stanie cofnąć zmian.  Droga do diagnozy jest niesłychanie trudna – potrzeba konsultacji – m.in. internistycznej, kardiologicznej, neurologicznej, hematologicznej i genetycznej. Jeśli diagnoza przyjdzie za późno, choroba czyni w organizmie nieodwracalne szkody. Tak było w przypadku pana Benedykta, u którego znalezienie przyczyny kłopotów zdrowotnych – neuropatii czuciowo-ruchowej, chudnięcia i biegunek, które wyniszczały organizm – zajęło 4 lata. Gdy wreszcie trafił do lekarza, który rozpoznał amyloidozę, nie można już było mu pomóc. Pan Benedykt żył jeszcze około półtora roku.

"Choroba tak bardzo zniszczyła jego organizm, że już niewiele można było zrobić. Widziałam niesamowite cierpienie męża. To było takie codzienne upadlanie człowieka, który nie może zdążyć do toalety, stojącej przy łóżku. Do całkowitego wyniszczenia jego organizmu doprowadziły biegunki, na które nie pomagały żadne leki przeciwbiegunkowe. Na zaniki czucia też nie było leków. Nawet rehabilitacja nie pomagała, nie usprawniała, nie wzmacniała. Do męża przychodziła rehabilitantka i masowała mu nogi, ale było to dla niego bardzo wyczerpujące. A przecież jest to najłagodniejsza terapia, jaką mógł mieć" – mówi Małgorzata Wolszon.

Chory stawał się coraz bardziej niesprawny. Nie mógł ćwiczyć, bo amyloidoza to choroba całego organizmu, która atakuje układ nerwowy, serce, wątrobę, układ pokarmowy. 

"Nie było żadnej terapii, która mogłaby pomóc mężowi. Żadnej nadziei na poprawę. Okrutne jest patrzeć na kochanego człowieka, któremu w żaden sposób nie można pomóc. Umierał śmiercią głodową" – opowiada pani Małgorzata, w wywiadzie zamieszczonym w albumie „Oblicza ATTR. Historie pacjentów z amyloidozą”, wydanym przez Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej.

Kiedy u pana Zbigniewa postawiono diagnozę, zadowolenie z  tego, że w końcu wiadomo w czym rzecz, mieszała się z bezsilnością.

"Najgorsze dla mnie było, że kiedy już wyjaśniła się przyczyna mojego stanu, kiedy pojawiała się nadzieja na ukierunkowane działania, okazało się, że możliwości terapii są bardzo ograniczone. Na moje pytanie: >>Co teraz?<< lekarz rozłożył bezradnie ręce i powiedział: >>Nie wiem<<. To było dla mnie najtrudniejsze: ta ogromna niemoc" - wspomina pan Zbigniew.

Choroba wywróciła jego świat do góry nogami. Z wykształcenia jest nauczycielem wf-u, zawsze był bardzo aktywny.

"I nagle zamknięcie w chorobie, która powoduje ograniczenie wszystkiego. Mówiąc szczerze, to trudne do zaakceptowania" - opowiada.

Amyloidazę się dziedziczy

Dla wielu osób taka sytuacja to wstęp do kolejnej choroby – depresji. Na szczęście pan Zbigniew jest z natury optymistą, więc zamiast załamywać ręce, zaczął działać.

"Trzeba się z tym przespać i zaakceptować. Innego wyjścia nie ma. Co się poodkładało, to się podkładało, co się przerwało, to się przerwało. Nie da się tego naprawić, trzeba z tym żyć. Ktoś kiedyś powiedział, że niepełnosprawność człowieka jest tak naprawdę w głowie. Ja nie traktuję siebie jako człowieka niepełnosprawnego, jestem po prostu chory" – mówi. 

Zaczęły się poszukiwania możliwości dojścia do ośrodków leczenia w Anglii, szukanie na własną rękę lekarstwa. W końcu udało się trafić do programu leczenia, w ramach którego pan Zbigniew przyjmuje lek hamujący postęp tej choroby.

"Daje to pewną nadzieję na to, że moje życie się wydłuży, a jego jakość się poprawi. Mam szczęście, że mój organizm nie jest aż tak bardzo wyniszczony. Bardzo pomógł mi mój dotychczas aktywny tryb życia. Muskulatura  i masa ciała, którą miałem wcześniej, spowodowała, że choroba nie poczyniła spustoszenia, zanim zacząłem przyjmować leki" – ocenia.

Amyloidoza to choroba uwarunkowana genetycznie, czyli rodzinna – gen choroby został wykryty także u córek pana Zbigniewa, u jego kuzyna i jego córek oraz u córki brata. Wiek zachorowania jest bardzo różny: od trzeciej dekady życia do późnej starości. Specjaliści wciąż nie wiedzą od czego zależy manifestacja choroby, i dlaczego jedni nosiciele mają objawy schorzenia i chorują̨, a dlaczego inni nie.

Jest stowarzyszenie, które pomaga pacjentom z amyloidozą

Zamiast załamywać ręce pan Zbigniew zaczął dziać, nie tylko na swoją rzecz, ale i dla innych. Grupą chorych i ich rodzin - bo trzeba zdawać sobie sprawę, że w tę chorobę uwikłana jest cała rodzina, która musi stworzyć pacjentowi odpowiednie warunki, zająć się nim, wspierać go, i pomagać mu niemal na każdym kroku - udało nam się skrzyknąć i reaktywować dawne Stowarzyszenie Rodzin z Amyloidozą TTR.

"Naszym celem jest skrócenie drogi od diagnozy do leczenia. Informacje umieszczane na naszej stronie mogą zawęzić pole diagnozy, pozwolą łatwiej dotrzeć do ośrodków czy specjalistów, którzy mają dużą wiedzę w tym temacie. Chcemy też dzielić się z innymi chorymi swoim doświadczeniem i wspierać się nawzajem – często chodzi o banalne sprawy: jaką dietę stosować, co jeść, a czego unikać, jaką aktywność podjąć i z jakim nasileniem - wszystko czego myśmy nie wiedzieli. Testowaliśmy to na sobie, ale teraz już wiemy, więc możemy powiedzieć to innym" - mówi. 

Pan Zbigniew zapewnia, że potrafi cieszyć się drobnymi sprawami. 

"Ja z natury mam optymistyczny charakter, ale teraz doceniam wszystko chyba bardziej” – podsumowuje pan Zbigniew.

 


26.04.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie // artykuł powstał na podstawie spotkania prasowego „Amyloidoza TTR – rzadka choroba pacjentów o wielkim sercu”, które odbyło się 30 marca 2021 r. w PAP // autor: Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(ck)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed